Sobukanimazu
Fantasy Star
Miliardy lat świetlnych stąd...
W świecie, który w ogóle nie powinien istnieć...
W świecie zdominowanym przez bliźniacze słońca zaszła zmiana. Z początku niezauważona.
Ostatni kapłan rodziny królewskiej podszedł do runicznego stołu służącego mu juz od przeszło kilkunastu dziesięcioleci i zobaczył układ kości o którym wspominały starożytne księgi. Zdumiony podszedł do kufra wyciągając starożytny zwój. Na podłodze wykreślił pentagram i zaczął kopiować znaki które tylko dla niewielu magów były zrozumiałe. Alabastrowe płyty emanowały złocistą poświata. Silna magia starego manuskryptu potężniała z każdym znakiem. Gdy skończył kreślić tajemnicze symbole przywdział biała prostą tonikę i usiał pośrodku pentagramu. Zaintonował starożytną pieśń a powietrze w niewielkiej komnacie zaczęło drżeć. Jego słowa nabierały mocy a pentagram otoczyły potężne płomienie. Gdy zakończył inkantacje potężny błysk wstrząsnął komnatą. Wokół wieży zerwał się wiatr przyginając wierzchołki drzew aż do ziemi.
Nagle wszystko ucichło a starzec ujrzał błękitną iskrę wzbijającą się w niebo.
Historia właśnie się rozpoczęła...
Nazywam się Alistar Sennoku i opowiem wam jak zmienił się mój świat.
Amiya urodziła się w dni zaćmienia obydwu słońc co nie zdarzyło sie jeszcze nigdy dotąd. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jej rodzice byli prostymi ludzi ze wsi lecz wiedząc ze ich córka urodziła się w tak szczególnym dniu posłali ją na nauki do miasta. Była bardzo szczupła jak na swój wiek. Jej długie złociste włosy zawsze zakrywały jej twarz więc dla każdego na kogo spojrzała było zaskoczeniem ze ma granatowe oczy. Uważny obserwator jednak dostrzegłby złociste błyski czasami przecinające głęboki granat spojrzenia.
W wieku 17 lat Amiya opuściła szkole i rozpoczęła praktyki u kupca-przyjaciela. Nauki szły jej tak doskonale ze w wieku lat 20 została jego wspólniczką. Miałem już wtedy 16 wiosen i szkoliłem sie w sztuce zabijania. Ponieważ dyplomacja nigdy nie było moja mocną stroną a władanie mieczem szło mi lepiej niż innym studentom moj rektor zaproponował mi przystąpienie do ludzi dobrego serca.
Gdy Amiya osiągnęła 24 lata i jeszcze nie miała męża rodzice zaczęli sie martwić i posłali córce list.
W tym samym czasie osiągnąłem stopień mistrza co było ewenementem w zgromadzeniu.
Niestety, posłaniec wiozący list do Amiyi nigdy nie dotarł na miejsce.
Słowa wypowiedziane przez nią na długo zapadły mi w pamięć:
"Pewnego poranka poczułam w sercu niepokój. Zjadłam śniadanie i rozpoczęłam przygotowania do pracy wiedząc ze mam na dziś kilka ciekawych transakcji. W pewnym momencie okna wypadły z hukiem. Ogromna wichura otoczyła nasz dom kupiecki. Wokół mego ciała pojawiły się płomienie. W pewnej chwili uderzył we mnie strumień błękitnego światła a me serce nagle sie zatrzymało. Poczułam niemożliwy do opisania ból gdy nagle uderzyło we mnie coś błękitnego i wszystko ustało. Me serce rozpoczęło ponowną prace a mój umysł... Bałam sie ze oszalałam. Widziałam przedziwne symbole i poczułam potrzebę działania."
Jako mistrz otrzymałem dostęp do starych manuskryptów. Z wielką radością zanurzyłem sie w wiedzy która dotychczas była tylko na wyciągnięcie dłoni. Lecz mimo to nieosiągalna.
W księgach znalazłem idealny opis anatomii wszystkich stworzeń żyjących w naszym królestwie. Kolejna komnata była wypełniona zwojami z technikami walki oraz skrytobójstwa. W ksiegach były schematy sprężynowych sztyletów, mieszanek mogących zawrócić lekko w głowie, zabić bądź spowodować stan bliski śmierci a także mikstur które potrafiły wzmocnić człowieka na określony czas.
Wyszedłem na plac treningowy gdy niebo przecięło kilka płomiennych smug. Za nimi nadciągnęły chmury popiołu. I gdy niebo ściemniało i chłód ściął nasze ciała dom kupiecki przez chwile rozjaśniało błękitne światło.
Po kilku dniach ciemności i kurz ustąpiły. W tym czasie zdążyłem odwiedzić kupca który stwierdził ze to jakiś młody mag wyczyniał sztuczki ze światłem.
W tym szczególnym dniu spotkałem Ją. Podniosła oczy i ruszyła powoli w moją stronę. Słowa które usłyszałem... Na wielkiego Mulle z Góry Za...
"Za kilka dni, gdy wszystko się zacznie-wtedy bądź przy mnie"
Nie wiedziałem o co chodzi lecz nagle me serce ogarnął niewypowiedziany żal. Powoli wróciłem do domu rozważając jej słowa. Mimo ze widziałem ją po raz pierwszy wyraz jej spojrzenia nie dawał mi spokoju.
W księgach znalazłem opis wspaniałej kolczugi. Zaszyłem sie w kuźni i oddałem pracy. Mijały dni a ja wciąz pracowałem składając oczka i poprawiając błędy. W końcu, w Dniu Plonów założyłem owoc mej pracy na barki. Pasowała idealnie. Poszedłem na plac gdzie miał przemawiać książe oraz zarządca naszego miasta. Amiya stała obok fontanny zasmucona. Powoli ruszyłem w jej strone. Gdy podniosła wzrok uśmiechnęła sie lekko i gestem poprosiła bym podszedł do niej. Wszyscy nagle pochylili z szacunkiem głowy-książę wspiął sie na podium i zaczął przemawiać. Nagle Amiya zachwiała sie a jej włosy rozwiał wiatr. Jej oczy płonęły złocistym blaskiem. Rozejrzałem sie szybko dookoła i dostrzegłem kilka zakapturzonych postaci. Nagle jeden z nich uniósł kostur do góry i księcia otoczyły płomienie. Amiya zaczęła kreślić w powietrzu symbole. Jeden czy dwa wydały mi sie znajome ale moje uwagę odciągnęła grupa obcych którzy wtargnęli na plac. Rozległ sie szczęk broni i gwardziści padli martwi na ziemie. Widząc to rzuciłem sie na obcych wyciągając sztylet zza cholewy buta. Czas lekko zwolnił. Me ciało zapłonęło ogniem walki. Podskoczyłem wysoko podcinając pierwszemu z obcych gardło. Przy lądowaniu rzuciłem małymi gwiazdkami w następnego. Jego twarz wykrzywił grymas bólu gdy ostra stal weszła w jego ciało sięgając serca.
Głośne wołania o pomoc dochodzące zza pleców mieszały sie z przekleństwami gwardzistów.
Potyczka przerodziła sie w bitwę o utrzymanie miasta. Tłumy obcych napierały na nas.
Odskoczyłem do tyłu szukając innej strategi. Nie dam rady tylu wrogom.
Zerknąłem szybko na Amiye i zaskoczony stanąłem w miejscu. Wokół jej ciała krążyły wielobarwne znaki. Włosy rozwiewał wiatr. Tworzyła kule energii przesyconej błękitnymi wyładowaniami i rzucała w maga który siał pogrom wśród naszych żołnierzy. Musiał sie przed nią bronić więc począł ją atakować. W tym momencie przypomniałem sobie jej słowa. W locie zrozumiałem jej potrzeby. Walcząc zdobyłem miecz więc począłem przesuwać sie w kierunku maga. Drogę przecinały mi sylwetki walczących. Z pasa wydobyłem mała fiolkę płynu. Szybko odkorkowałem i duszkiem wychyliłem zawartość. W mych żyłach zapłonął ogień. Bitewny szał spotęgował działanie mikstury. Skoczyłem do przodu robiąc na lewo i prawo z wprawą pozbawiając wrogów życia czy części ciała. Kamienie przesiąknięte krwią powodowały ze nienauczeni do tego gwardziści często sie wywracali tracąc życie. Mag widząc ze kieruje sie w jego stronę rzucił we mnie kulą ciemnej energii. Uchyliłem sie i przetoczyłem obok kolumny. Otrzymałem uderzenie w bok i miecz wypadł mi z dłoni. Znajdowałem sie już blisko maga wiec cała uwagę skupił na mnie. Ognisty pocisk uderzył w me ramie czyniąc je niezdatnym do walki. Fala chłodu rozlała sie pod moimi stopami. Lodowa powierzchnia pozbawiła mnie równowagi. Rzuciłem trzymanym w dłoni sztyletem a mam śmiejąc sie szyderczo jednym gestem zmienił go w pył. I gdy padałem na ziemie z myślą ze zginę w starciu z magiem błękitna strzała przeszyła jego serce.
Nagle pojawiła sie Amiya złapała za ramie. I gdy me oczy widziały jak najeźdźca niszczy nasze miasto przestrzeń zawirowała a ja straciłem świadomość...