top of page

Sen - część II

Dzień leniwie roztaczał swoją aurę. Zaspane promienie słońca z trudem przebijały się przez długie si splątane liście młodej winorośli. Zgarbione plecy z uśmiechem przywitały promienie wschodzącego słońca. Pomimo tego, że dni były przyjemnie gorące – noce nawiedzała jeszcze niska temperatura. Wszystko to niedługo ulegnie zmianie ale trzeba jeszcze poczekać.

 

Zaczynała pracę wcześnie rano. Wstawała o trzeciej w nocy opuszczając z radością małżeńskie łoże. Kiedyś przebywanie w towarzystwie swojego wybranka sprawiało jej nieopisaną przyjemność lecz z czasem pokazał swoją prawdziwą naturę. Już nie miała do niego pretensji, że w pijackim amoku potrafił ją uderzyć. W jakimś stopniu pewnie był do tego zdolny ale przemawiał przez alkohol. Młode wino niejednego potrafiło omamić. Tutaj o delikatnej mocy, w większej dawce pokazywało swoje drapieżne pazurki.

 

Każdego poranka zbierała swoje rzeczy, po cichu opuszczając mieszkanie. Z radością witała chłodne powietrze, biorąc kilka głębokich, oczyszczających oddechów. Jej idealne piersi unosiły się lekko, sutki pobudzone niską temperaturą przyjemnie prześwitywały przez cienką koszulkę. Po tej ceremonii włączała GPS i urządzenie rejestrujące trasę biegu, pakowała dwie małe wody mineralne, wzbogacone o magnez. W niewielkim plecaku mieścił się również czysty ręcznik, różowy, z bogatym w detale kwiatowym wzorem, szczoteczka do zębów oraz zestaw pierwszej pomocy.

 

Tak zaopatrzona ruszała w trasę, zmierzając wznoszącą się delikatnie ścieżką, która prowadziła łagodnymi łukami aż na szczyt wzgórza. Wróciła myślami do wypadku sprzed kilku miesięcy. Jeden z jej znajomych pośliznął się na trasie. Stoczył się po nierównym podłożu prawie kilometr zanim wpadł na krzewy, które go wyhamowały. Akurat w tym czasie testowano sprzęt, który można było zakupić u ratowników górskiego pogotowia. Był to niewielki nadajnik GPS sprzężony z komputerowym systemem ostrzegania. Wykrywał on nienaturalnie szybkie przemieszczanie po terenach nie nadających się do podróżowania pojazdami mechanicznymi.

W przypadku Andreasa sprawdziÅ‚ siÄ™ on lepiej niż siÄ™ spodziewano. Gdy tylko zaczÄ…Å‚ zsuwać siÄ™ po zboczu peÅ‚nym kamieni, niewielkie odbiorniki rozmieszczone w strategicznych punktach wyÅ‚apaÅ‚y anomaliÄ™ i powiadomiÅ‚y centralÄ™ o podejrzeniu wypadku. Dane, które zostaÅ‚y zgromadzone, pozwoliÅ‚y na stwierdzenie, że posiadacz nadajnika znajduje siÄ™ poza trasÄ… w nieznanym dotÄ…d poÅ‚ożeniu. WysÅ‚ano Å›migÅ‚owiec, który znalazÅ‚ nieprzytomnego Andreasa na półce skalnej, dwieÅ›cie metrów od krawÄ™dzi urwiska. Na szczęście w szpitalu okazaÅ‚o siÄ™, że jest tylko poobijany a zÅ‚amane dwa palce i zwichniÄ™ty nadgarstek da siÄ™ wyleczyć w miarÄ™ szybko. Jednak brak przytomnoÅ›ci mógÅ‚ spowodować hipotermiÄ™, jako że zbliżaÅ‚a siÄ™ noc. Wtedy podjęła decyzjÄ™ o zakupie urzÄ…dzenia. KosztowaÅ‚o one ok 25€, w hurcie byÅ‚o dużo taÅ„sze ale wszystkie koszty szÅ‚y na utrzymanie systemu monitorujÄ…cego. 

 

Biegła spokojnym rytmem, jej długie nogi spokojnie pokonywały odległość. Skupiła się na utrzymaniu równego rytmu kroki – oddech. Jej płuca miarowo dostarczały tlen do organizmu, pierś podnosiła się przy każdym wdechu prezentując sterczące sutki i piersi, widoczne pod spoconą koszulką. Krótka spódniczka odsłaniała łagodną linię pośladków, zakrytą delikatną, czarna koronką. Za dnia używała getrów ale o tej porze nikogo nie było na drodze do pracy, więc pozwalała sobie na odrobinę komfortu. Lekkie buty pomagały jej utrzymać rytm, ich komfort łagodził gorzką cenę obuwia do biegania po terenach górskich. Godzinny bieg w końcu zaczął dawać się we znaki. Zwolniła do łagodnego marszu, i nie przerywając go sięgnęła po jedną wodę. Opróżniła ją na spokojnie, wiedząc ze i tak za chwilkę cześć wypoci. Szła jeszcze przez kilka minut, rozmyślając o zbliżającej się pracy. Za pół godziny zacznie wschodzić słońce, do tego czasu wolała być na miejscu. Zerknęła na urządzenie rejestrujące. Z radością stwierdziła, że w końcu jej czas uległ poprawie.

 

Biegi kiedyś nie dawały jej tyle radości. Pamiętała doskonale pierwszy dzień, z przed czterech lat, gdy pierwszy raz zdecydowała się na bieg tak wyczerpującą trasą. Owszem, biegała w domu na bieżni, zmuszając się do tego dzień po dniu. Jej małżonek kiedyś wyraził się jasno i dobitnie, co sądzi o zaniedbanych kobietach. Jako, że była od niego zależna, zaczęła się katować na bieżni. Co prawda jej kondycja uległa poprawie a lekki brzuszek, który został pomimo odchudzania zniknął całkowicie, zastąpiony przez łagodnie zarysowane mięśnie. Jednak bieganie po górach to zupełnie inna bajka. Przeprowadzili się tutaj, ponieważ jej mąż opracował nowatorską szczepionkę na AIDS i HIV. Niestety nie dało się jej replikować normalnymi metodami a jedynie za pomocą strasznie kosztownego sprzętu, co powodowało niesamowicie wysokie ceny leku. Ponad trzydzieści procent ludzi na ziemi było już zakażone AIDS, prawie 80 % było nosicielami HIV. Ci, którzy nie chorowali byli naturalnie uodpornieni. A wszystko tylko dlatego, że jakiś szalony kraj użył broni biologicznej w roku 2017.

 

Po kilku latach badań przypadkiem wpadła na trop pewnej grupy białek, które naturalnie występowały w tylko jednym szczepie winorośli. Dzięki ich syntezie możliwe było naturalne produkowanie szczepionki. Koszty spadły z dziesiątek tysięcy za ampułkę do zaledwie kilkudziesięciu dolarów. Świat oszalał, wszędzie gdzie to było możliwe sadzono rośliny. Okazało się jednak, że żaden klimat nie jest dla nich odpowiedni. Hodowla laboratoryjna znacznie osłabiała działanie leku, wymuszając przyjmowanie co najmniej jednej dawki tygodniowo. Natomiast uzyskiwana sztucznie pozwalała na roczne zabezpieczenie, nim wirus po raz kolejny zmusi organizm do walki. Wtedy ponawiano szczepienie, biorąc pod uwagę wszelkie możliwe mutacje. I tak co roku.

 

Właśnie wtedy, cztery lata temu, gdy jej serce zatrzymało się na ułamek sekundy, powróciły wspomnienia z dzieciństwa. W sumie cała sytuacja była bardzo dziwna. Mąż kolejny raz pokazał jej, jak wiele pamięta z lekcji boksu. Po wieczornej sesji, pomimo trzydziestu czterech lat czuła się podobnie do swojej 96- letniej babci. Mocno poobijana położyła się spać. Nie mogła zasnąć, zmiana klimatu nie służyła jej zbyt dobrze. Przylecieli do Chin dwa dni temu, powoli torując sobie drogę legitymacjami z WHO. W tych czasach Światowa Organizacja Zdrowia miała większe uprawnienia od każdej organizacji, która miała jakiekolwiek wpływy. Machając wszędzie dokumentami pozwolono łaskawie na pobranie próbek DNA od miejscowej ludności. Niestety, już po przyjeździe zorientowali się, że wiadomość o niskiej zaraźliwości to tylko wymysł mieszkańców. Mąż po raz kolejny zaczął zrzucać winę na nią, co skończyło się kolejną awanturą. Po kilku słowach padło kilka ciosów. Zbyt mocno poniżona nie miała siły na nic, tylko rozwinęła materac, wśliznęła się do śpiwora i zwinięta w kłębek usiłowała zasnąć.

 

 

Gdy po raz kolejny zastanawiała się, do czego jej małżonek jest w stanie się posunąć, ten wyrwał ją ze śpiwora, zgwałcił pomimo jej protestów i padł zamroczony na łóżko polowe. Zbrukana, położyła się po raz kolejny, tłumacząc że to wszystko wina zbyt wielkiej presji oraz Jacka Danielsa. Rano znowu przeprosi i kupi kwiaty. Przez kilka dni znów będzie wspaniały i kochający. Dokładnie taki jak dniu w którym się poznali.

 

Wtedy właśnie, gdy leżała a łzy bezsilnie spływały po twarzy zabolało ją serce. Dosłownie na ułamek sekundy. Coś złotego mignęło jej przed oczami i nagle gdzieś głęboko wewnątrz swej duszy poczuła ciepło, które nie miało nic wspólnego ze wspomnieniami o mężu. Natomiast przypomniała sobie wakacje u pewnej ciotki.Głęboko we Włoszech, w małej miejscowości wzniesionej kiedyś dla Świętej Panienki mieszkała daleka ciotka, ze strony mamy. Zaprosiła ich na wakacje wtedy, gdy Akira miała cztery latka. Po kilku długich dniach poszły na wycieczkę głęboko w góry. Droga nie była trudna, a na szczycie wzniesienia roztaczał się nieziemsko piękny widok. Dolina, przecięta promieniami zachodzącego słońca emanowała bursztynowo - czerwonym blaskiem. Słońce zawsze świeciło łagodnie a na tej wysokości zachmurzone niebo było rzadkością. Jako, że zbliżał się wieczór zeszły kamienną, równie wyłożoną naturalnie skruszonymi skałami łupkowymi ścieżką. Niedaleko znajdowało się kilka gospodarstw, w których uprawiano szczególny gatunek winorośli. Kryształowo białe grona, z których produkowano najlepsze wino świata rosły tylko w tym specyficznym klimacie. Średnio wilgotne powietrze krążyło leniwie po dolinie powodując, że tutejsze rośliny osiągały nietypowe rozmiary. Grona winorośli były ogromne, najmniejsze osiągało rozmiar piłeczki do ping ponga a największe średnicą dorównywało owocowi kokosa. Cały teren należał do ciotki i strzegł go oddział najemników, opłacanych z produkcji wina. Najlepsi ludzie, jakich spotkała. Odnosili się do ciotki z koleżeńskim szacunkiem, tak bardzo obcym u innych ludzi tej profesji.

 

 

Właśnie ten klimat stanął jej teraz przed oczami. Te złociste słońce, które tak bardzo niszczyły strukturę leku w tych warunkach było łagodne jak owieczka.Z samego rana czekała na powrót męża. W czasie, który miała do dyspozycji, zdążyła spakować ich wszystkie rzeczy, zamówić helikopter oraz wydać dyspozycję pilotowi. Poprosiła również matkę o skontaktowanie się z ciotką. Ta niezbyt zadowolona obiecała, że poprosi o możliwość kontaktu z Akirą i rozłączyła się. Jej zachowanie zdziwiło Akirę, matka zawsze ją wspierała, na początku w szkole, później na studiach i praktyce.

 

Kilka minut później do mieszkania wszedł Jan. Zdziwiony uniósł ogromy bukiet miejscowej odmiany goździków i lilii. Jego brwi uniosły się nieco.

 

-wyjeżdżamy. Chyba wiem, jak rozwinąć produkcję antidotum – zaskoczony ogarnął wzrokiem pokój. Ufał jej instynktowi. Wiedział, że to tak naprawdę tylko dzięki niej osiągnął sukces. Bez zastanowienia wręczył jej kwiaty, pocałował w czoło szepcząc słowa przeprosin. Obiecywał, że to ostatni raz, że to nie był on, tylko demon w jego wnętrzu, który żywił się nadmiarem alkoholu. Obiecywał, że jak tylko znajdzie chwile czasu to podda się terapii. Ona głupio mu zawierzyła.Po kilku minutach w komunikatorze usłyszeli głos z prośbą o przesłanie sygnału kierunkowego, który miał umożliwić lądowanie.Jan pospiesznie udał się na dach, by włączyć antenę kierunkową oraz awaryjnie sygnał podczerwieni. Był zły na siebie, że dał się ponieść ale to byłą wyłącznie jej wina. To ona zwróciła mu uwagę, że postępuje trochę nieetycznie. Traktował ludzi bez szacunku ale jak miał szanować tych brudasów, którzy gwałcili kozy i swoje kobiety. Oczami wyobraźni widział, jakie seksualne orgie mogą tutaj robić. Nie będąc w stanie znieść tego widoku wypił butelkę Whisky, później już pamiętał tylko, że Akira się zaczęła odzywać. Pewnie też chciała się puścić z żółtkami. Poprawił sobie humor, gdy w końcu ją uciszył. Żeby szybko dojść do siebie zażył pochodną extasy, lek własnego pomysłu. Zadowolony zapadł w sen na fotelu. Rano przypomniał sobie, że ją uderzył, pomyślał, że dawno nie kupił jej kwiatów. Udał się więc do najbliższej wioski po coś szczególnego. U pewnej starej kobiety dojrzał wspaniałe bukiety, postanowił więc podnieść statut jej szarego życia i kupić bukiet. Kobieta zerkała na niego dziwnymi oczami. Jakby zamglone spojrzenie zdawał się przewiercać go na wylot. Mamrotała coś tym swoim brudnym ozorem, wybrał więc tylko bukiet, rzucił na stół pliczek banknotów, który nawet jej nie zainteresował. Zdziwiony udał się do domu. Po drodze lekko rozbolała go głowa, ale to pewnie zmiana klimatu. Zresztą ból szybko minął, a w domu czekała na niego Akira, cała podekscytowana. Wiedział, że wpadła na trop czegoś przełomowego.

 

 

 

bottom of page