top of page

Maken

 

Jej ciało poruszało się z niewymuszonym wdziękiem. Z uroczym uśmiechem otwarła kopertę, widząc znajomy ślad pisma. Jej ciemne, wąskie brwi zmarszczyły się, gdy zobaczyła urzędowy papier. Jej oczy śledziły linijki tekstu, powoli wypełniając się łzami.

 

„Moja droga. Jeżeli otrzymasz te pismo, to wiedz, że już więcej się nie spotkamy. Zdaje sobie sprawę, że moją żoną jesteś tylko formalnie i nigdy mnie nie pokochałaś ale wiedz, że moje serce już od dawna należało tylko do ciebie. Pomimo wszelkich przeciwności zawsze starałem się by wyjść naprzeciw twoim oczekiwaniom.Boje się, że kiedyś przeczytasz te słowa.

Cały czas liczę na to, że wojna już niedługo się skończy i będę mógł do ciebie wrócić i szanować każdego dnia tak bardzo, jak na to zasługujesz. Chcę otaczać cię moją miłością i sprawić, że ty również pewnego dnia mnie pokochasz.Jeżeli trzymasz w ręce ten list to wybacz mi.

Wybacz mi, że nie mogę dotrzymać słów przysięgi, w której obiecałem chronić cię do końca twych dni. Mam nadzieję, że moja śmierć nie pójdzie na marne i że moja służba uwolni nasz świat od tych bestii. Modlę się o to, by moje poświęcenie nie poszło na marne.

 

Twój kochający mąż Ben”

 

Usiadła na ziemi, szlochając po cichu. Nigdy nie sądziła, że jej mąż, pomimo tego że był dla niej obcym człowiek wzbudzi w niej takie uczucia. To prawda, małżeństwo zostało zaplanowane jeszcze zanim przyszli oboje na świat. Ich dziadkowie podpisali kontrakty, rodzice je potwierdzili. Miało to wzmocnić siłę rodziny jej męża. Natomiast jej rodzice oraz cała rodzina Kayima uważali, że to dar bogów. Jej mąż Ben był naprawdę niezrównanym strategiem, ona natomiast była kapłanką przeznaczenia. Chwilami czuła, jak przepełnia ją boska moc i dokonywała cudów.Ale nie sądziła, że człowiek, który okazywał jej respekt należny żonie, której nie poślubił z własnej woli okaże się kimś, kto ją pokocha.

 

Pięć lat później.

 

Jego statek zaczął wytrącać prędkość. Za kilka minut całkowicie wyjdą z nadświetlnej i komunikacja zostanie przywrócona. Zaletą podróży nadświetlnych była możliwość zatrzymania czasu dla organizmu. Molekuły ulegały dziwnej przemianie i nie dotyczył ich proces starzenia. Jedyną zauważalną zmianą była różnica w pojemności baterii służących do skoku. Dzięki utracie energii można było precyzyjnie ustalić datę, w której krążownik wynurzy się z przestrzeni. Inżynierowie oczyszczali wtedy przestrzeń, by nie wydarzyła się katastrofa. Kwadrans po wyjściu w normalną szybkość Maken został wezwany na mostek. Zdziwił się, ponieważ był jedynie zastępcą inżyniera. Zajmował się wszelkimi naprawami, wszędzie oprócz właśnie mostka. Zameldował otrzymanie wiadomości, wygładził zagniecenia w mundurze i udał się do najbliższej windy.

Po kilkunastu sekundach rozmawiał już z dowódcą.

 

 

-Nie będę owijać w bawełnę – rzekł kapitan – Twój brat nie żyje. Za kilka minut otrzymasz oficjalne powiadomienie, znając dowództwo, pewnie już masz je na personalnym komunikatorze. W tym samym momencie implant zamontowany w korze mózgowej poinformował go o pilnej wiadomości. Zignorował go, wiedząc że i tak za chwilkę otrzyma więcej informacji.

 

- Zginął w desperackim ataku na bazę w podziemiach Tokio. Po opuszczeniu miasta została tam jedynie niewielka placówka badawcza. W trakcie badań nagle wszystkie siły wroga rzuciły się w desperackim ataku na bazę. Ben zginał chroniąc naukowców w czasie ewakuacji. Niestety, nikt nie miał szans na przeżycie.Flota chciała Ci jakoś wynagrodzić rozstanie z bratem, dlatego udzielam ci pełnopłatnego, półrocznego urlopu na doprowadzenie spraw rodzinnych do porządku. Dodatkowo, awansujesz na stopień majora. Odmaszerować!

- tak jest panie kapitanie!

 

Tydzień później.

 

Siedział w skupieniu, w ciszy rodzinnego dojo. A raczej w dojo brata, ponieważ zrzekł się do niego praw, aż do śmierci jego rodziny. Nie potrzebował domu, nie chciał mieć w pamięci tych gorzkich chwil, gdy kłócili się o kontrakt małżeński. Pamiętał, jak na początku nakłaniał starszego o trzy lata Bena na uznanie tego małżeństwa. W głębi serca życzył mu starej, grubej kobiety za niewybredne żarty, którymi go denerwował. Później, gdy już poznał narzeczoną nakłaniał go, by potajemnie uciekł. Bał się przyznać, że widząc tą delikatną, lekko orientalną twarz i długie, czarne włosy w jego sercu budziła się nieznana wcześniej tęsknota. W końcu Ben przejrzał jego uczucia. Ich kłótnia przerodziła się w walkę i rozpaczliwą ucieczkę. Maken opuścił dom i wstąpił do floty rozpoznania. Nie szanował swego życia. Zawsze stawał w pierwszej linii, służąc swoją wiedzą i sprytem. Oraz zręcznymi dłońmi. Dlatego w wieku 26 lat osiągnął stopień majora. Paradoksalnie dzięki temu, że zmarł Ben, który nienawidził go za słowa które rzucił mu w twarz opuszczając rodzinny dom.

 

Soczysta zielona trawa uginał się lekko pod jego sandałami. Jego pierś pokrywały krople ciężkiego potu. Podczas porządkowania znalazł pełne miłości listy od Bena. Znał ich treść na pamięć. Otrzymał je poprzez email w chwili gdy uzyskali łączność z Ziemią. Nie spodziewał się tego, że brat mu wybaczy. Okazało się, że się pomylił. Ben wybaczył mu już dawno. Pisał o tym, jak walczą, o żonie, która okazywała mu tylko szacunek i nic więcej, wspominał młode lata i żartował, że jak tak dalej będzie podróżował to może się okazać, że jego wnuczki niedługo będą starsze od Makena.

 

Rozmyślał o tym wszystkim podczas porannego treningu. Jak każdego dnia wstał godzinę przed świtem, pokłonił się zmarłym duchom i mając w pamięci Bena rozpoczął żmudny trening. 4 mile biegu, później walka wręcz z robotem treningowym, na koniec drewniany miecz do walki Kendo. Miecz w jego dłoniach wirował niezwykle szybko, jego muskularne ramiona z łatwością odtwarzały rytuał starożytnych technik. Jego ciało, nawykłe do ciążenia 1,76 G okazało się dużo sprawniejsze niż oczekiwał. Dla utrzymania formy zakładał na siebie ponad czterdzieści kg obciążenia, które imitowało warunki na statku. Słońce już dawno wstało, cisza, która panowała przed świtem już całkowicie zniknęła. Szum owadów, szmer strumyka płynącego niedaleko, łagodny ptasi śpiew. To wszystko wyostrzało jego zmysły. Dzięki temu czuł harmonię z otoczeniem a jago ruchy nabierały mistrzowskiej płynności.

 

 

Zakończył trening, zdjął obciążenie i udał się do łaźni. Oddawał się urokom kąpieli, gdy ktoś nagle przesunął drzwi. Stała w nich piękna, dojrzała kobieta. Wstał powoli, zdziwiona twarz domagała się wyjaśnień. Skupił wzrok na jej twarzy aż zorientował się, gdzie ogniskuje się jej spojrzenie. Twarz zaczęła go palić, gdy uświadomił sobie, że nieznajoma patrzy na jego nagą męskość. Wystraszył się, i zawstydzony próbował odskoczyć, zapominając, że jego ciało nie jest przygotowane na tak potężny wysiłek. Mięśnie napięły się do granic możliwości a on skoczył, z całej siły uderzając w ścianę. Jego głowa rozbiła mur, pozbawiając go zarówno wstydu, jak i przytomności.

 

 

Minęło już pięć lat. Oraz jedenaście, odkąd ostatni raz widziała Makena. Dziś postanowiła powrócić do domu męża, by zapalić kadzidło za jego duszę oraz pomodlić się w intencji jego brata. Od ich ostatniej misji minęło pięć lat, prawie tyle samo, co od śmierci Bena. Wiedziała, że dla Makena to raptem pięć dni jego czasu biologicznego. Cały czas zastanawiała się, czy o niej pamięta, czy wypełni słowa przysięgi złożonej dawno temu. Gdy zarzekał się na własną duszę, że będzie ją chronił, gdy jego brat kiedyś odejdzie. Słyszała, że jego krążownik jest na orbicie okołoziemskiej ale nie miała pojęcia, czy dowiedział się o śmierci Bena. Dlatego postanowiła opuścić samotnie i poprosić duszę Bena o opiekę nad nim. Wyruszyła do dojo. Zaraz za łaźnią znajdował się mały ołtarzyk. Co roku układała tam świeże kwiaty. Dlatego zdziwiła się niezmiernie widząc nieporządek na podwórzu. Twarda ziemia była rozdrapana, trawa pognieciona a na ziemi leżało kilka rozłupanych skalnych bloków. Usłyszała, że ktoś znajduje się w łaźni. Wyjęła z pokrowca katane, nie obnażając wprawdzie jej ostrza. Powoli przesunęła drzwi, szykując się do ataku, gdy jej oczy ujrzały coś, czego nie spodziewała się nigdy zobaczyć.

 

 

W ciepłej wodzie znajdował się Maken. Nie różnił się praktycznie wcale od chłopaka, którego pamiętała, może z wyjątkiem tężyzny fizycznej. Jego pięknie wyrzeźbione ciało uniosło się z wody na dźwięk otwieranych drzwi. Zobaczyła, że jest całkiem nagi. Nagle jej serce zabiło strasznie mocno a twarz oblał rumieniec wstydu. Maken musiał to zauważyć, bo zasłonił swą męskość i panicznie podskoczył, jakimś niezrozumiałym sposobem rozwalając ścianę. Zobaczyła, jak traci przytomność i wpada z powrotem do wody. Błyskawicznie złapała go za ramię, podtrzymując jego głowę nad wodą. Na czole już pojawił się potężny siniec.

 

Nie bacząc na wstyd, który odczuwała, wyciągnęła go z wody i zaciągnęła do sypialni. Jej skrępowanie sięgnęło zenitu, gdy uświadomiła sobie, że nie może tak nago leżeć na materacu. Podeszła do szuflady, wysunęła ją sprawdzając czy znajdzie coś do ubrania. Po chwili dostrzegła gustowne bokserki o nieznanym kroju oraz biały, służbowy podkoszulek. Jej twarz, rozgrzana niczym słońce usiłowała nie zerkać na jego penisa i wspaniałe jądra, gdy powoli naciągała na niego bieliznę.

Okryła go kocem, oddychając ciężko. Na czoło położyła chłodny ręcznik, i usiadła, postanawiając zaczekać aż się przebudzi.

 

 

Głowa bolała go okrutnie. Uniósł odrobinę zbolałe powieki, zauważając dziewczynę, która przerwała mu kąpiel. Dopiero po chwili zorientował się, że zna tę twarz. Dorosła, już nie dziecięca. W ciągu kilkunastu miesięcy jego nieobecności Ikko stała się dojrzałą kobietą. Jej twarz przecinały lekkie bruzdy smutku, ale linia ust pozostała taka, jaką pamiętał. Jej ciało dojrzało, obdarzając ją pełnymi, jędrnymi piersiami oraz wspaniałą figurą. Zasnęła, czuwając nad nim – taka myśl przeszyła jego potłuczoną głowę. Zorientował się, że jest ubrany, rumieniec wstydu po raz kolejny rozlał się po jego twarzy.

Wstał, nie chcąc jej budzić.

 

 

Wszystkie uczucia, które usiłował tłumić przez te długie dni i noce rozbrzmiały w nim na nowo. W sercu po raz kolejny pojawiła się nuta tęsknoty. Wyszedł na podwórko. Był środek nocy, księżyc świecił bardzo jasno. Miliardy gwiazd na nieboskłonie przyzywały go do siebie. Tyle światów do zbadania, tyle technologii do odkrycia. Po chwili wspomnienia o Benie zaczęły dominować. Usiadł na gołej ziemi, jak zaczął robić to ostatnimi tygodniami. Zaczął opowiadać Benowi o ostatnich dniach. Przerywał, dając czas do namysłu i odpowiadał za brata. Nagle, bez żadnej przyczyny zaczął go przepraszać. Wyrzucał z siebie wszystkie słowa, która miał już dawno przygotowane. Taki był jego cel, ponieważ po powrocie chciał błagać brata o przebaczenie. Jego słowa niosły się poprzez nocną ciszę osiadając na trawie. Lekka rosa przyjmowała jego wyznania, uczucia, jego żal. Nawet nie zorientował się, że płacze do chwili gdy Ikko usiadła naprzeciw niego. Nie przerywała mu. Wiedziała, że to dla niego bardzo ważna chwila. Pozwoliła, by jego umysł oczyścił się z żalu.

 

 

Gdy skończył podała mu ramię, pomagając wrócić do dojo. Pod napiętą skórą czuła mięśnie twardsze od stali. Widać, że adaptacja wspomagana technologią bardzo mu pomogła w najtrudniejszej służbie na tym świecie.

Pozwoliła, by jako gospodarz zaparzył herbatę. Upiła łyczek, pozwalając by napar spłynął przełykiem aż do głębi trzewi. Zaczęli rozmawiać. Maken emanował smutkiem. Nad ranem przeprosił ją i udał się na trening. W ramach wdzięczności zrobiła mu śniadanie. Później opatrzyła mu głowę. I tak zaczęły mijać dni.

 

On opowiadał jej o życiu w kosmosie, trenował i załatwiał rodzinne formalności. Ona dbała o jego dom, gotowała i opowiadała o życiu na okupowanej Ziemi. Pewnego wieczora zobaczyła, że jego dłonie zawisły nad skomplikowanym pismem, na które miał udzielić odpowiedzi. Kiwnął jej głową, a ona grzecznie odmówiła. Nagle wstał i z szybkością błyskawicy porwał ją na ręce i postawił przed monitorem.

Dokument ten był starym kontraktem małżeńskim. Jednak na jego końcu została dopisana klauzula, o której całkowicie zapomniała. W tej klauzuli napisano, że jeśli Ben zginie na służbie, jego małżeńskie obowiązki przejmuje Maken.

 

 

Tego wieczora nie mogła go znaleźć, do czasu, aż sam zeskoczył z dachu. Medytował. Słońce powoli zaczynało dotykać horyzontu. Otrzymał informację, że uznano kontrakt za ważny w świetle prawa. Ikko w międzyczasie miała podjąć decyzję.

 

Podeszła do niego lekkim krokiem. Jej głębokie, brązowe oczy rozjaśniał wewnętrzny blask. Jej usta lekko drżały. Wziął ją w ramiona. Już nie musiał obawiać się jej decyzji. Ich usta połączyły się na chwilę. Jej dłoń oparła się na jego umięśnionym torsie. Palce drugiej dłoni powoli rozpinały zamek koszulki, by po chwili uwolnić nabrzmiałe piersi, z twardymi sutkami. Gdy ich usta ponownie się połączyły jednym, płynnym ruchem zdjął z niej spódnicę, zostawiając ją w samych stringach. Opadła na kolana, pomagając uwolnić się z treningowego kimona. Nabrzmiała męskość powoli wydobyła się na świat. Delikatnie go pogładziła, gdy uniósł ją a jego usta zaczęły pieścić jej piersi. Trzymając ją w powietrzu zaniósł ją na taras, gdzie miał rozłożony koc. Krótki skok i znaleźli się na dachu, gdzie medytował. Krótka chwila i oboje byli całkiem nadzy. Słońce powoli kończyło swój bieg, gdy usiadła na nim, czując jego potężne podniecenie. Gdy rozłożyła nogi szerzej, jego penis znalazł tą delikatną, wilgotną szczelinę, powoli wślizgując się do jej wnętrza. Cichy jęk wyrwał się jej z piersi, gdy poczuła jak bardzo jest twardy. Usiadła na nim głębiej, powoli, stanowczo. Ich dłonie splotły się w miłosnym wiązaniu. Intrygowała ją jego siła, on podziwiał jej wysportowane ciało. Zaczęła się poruszać, powoli rytmicznie, bez pośpiechu. Oddech zaczął jej lekko przyśpieszać gdy nagle wysunął się z pod niej, obrócił ją plecami do siebie i włożył go od tyły, na stojąco. Tym razem on kontrolował sytuację, zmieniając tempo na nieco szybsze, ale nie przyspieszając za mocno. Czuła, jak kontroluje sytuację, gdy jedna z jego dłoni zaczęła pieścić ją po sutkach. Po chwili druga odnalazła sekret jej rozkoszy i zaczęła drażnić, kusić, pieścić. Gdy pierwsza gwiazda zalśniła na niebie ona szczytowała w niekontrolowanych spazmach. Drżała, zagryzała usta i przyciskała swe ciało do jego rozgrzanych mięśni.

 

Tej nocy kochali się jeszcze dwukrotnie, a gdy słońce zawitało do dojo, oboje spali zadowoleni, odnalezieni po wielu perypetiach.

 

Koniec

bottom of page