top of page

Sen część I

Pewnego ciepłego dnia wybrałem się na ryby. Spakowałem wędki, zanęty, kilka przynęt. Słońce delikatnie przedzierało się przez poranna mgłę, tworząc lekkie, zwiewne tunele. Spokojnie spakowałem wyposażenie do mogę vana, kalosze, płaszcz i mini namiot, tak na wszelki wypadek. Znalazło się również miejsce na termos z gorącą herbata. Taką słodką, z nutką cytryny. Spokojnie zasiadłem za kierownicą, odpaliłem silnik i ruszyłem nad odległe jezioro. Gdy dojechałem na miejsce, słońce wysoko stało na niebie. Wypakowałem sprzęt, rozłożyłem wygodny fotel, który może i sporo kosztował ale wygoda jaką dawał przebijała wszystko co do tej pory znałem.Założyłem na haczyk kukurydzę i wprawną ręką zarzuciłem na środek jeziora

 

Czujne oko obserwuje spławik, ręka automatycznie sięga do termosu z herbatą nie odrywając wzroku od tafli wody. Delikatny wiatr marszczył srebrzystą powierzchnię wody, co zmuszało mnie do zwiększenia koncentracji. Szum delikatnych brzozowych liści zwiastował zmianę pogody. Nagle wiatr ucichł a niebo nabrało niezwykle głębokiego blasku. Błękitna kopuła rozciągająca się nad moją głową nagle nabrała lekko pomarańczowej barwy. Pomimo braku wiatru, chmury zaczęły napływać na niebo. Ciemne, ciężkie i bardzo kłębiaste. Ogromne, wręcz gigantyczne, pełne niepokoju i nieposkromionej siły. Urocze jezioro nagle przestało emanować magią i spokojem. Szybka korekta pogody i decyzja. Pakuje sprzęt, nie ruszając ostatniej wędki. Przed chwilą coś się tam działo, niech sobie jeszcze leży, w razie czego zdążę. Spokojnie ładuje graty do bagażnika, gdy pogoda coraz bardziej się psuje? To chyba złe słowo. Robi się coraz dziwniej. Wszędzie na niebie zalegają ciemne obłoki, nie licząc tego małego skrawka nad powierzchnią wody. Wiecie… Zamiast niepokoju zaczynam odczuwać strach. Został mi jeszcze ten nieszczęsny kij, który postanawiam porzucić. Co jak co ale nie mam zamiaru narażać niepotrzebnie zdrowia ani życia. Moje łowisko jest otoczone wieloletnimi brzozami, cześć z nich ma już nieco próchna w sobie. Jeśli zerwie się naprawdę silny wiatr to nie wiadomo co może się stać. Z kolei linia brzegowa nie jest mocno zarośnięta, każdy z wędkarzy zawsze poświęci chwilę czasu na odrobinę porządków. Dlatego można korzystać z podpórek, uchwytów a w krytycznych chwilach nawet lekkiego zadaszenia. Również ja, po dojechaniu na miejsce, poświęciłem godzinę, by przygotować miejsce na zasłonięte palenisko pod wędzarnie.

 

To taki mały projekt, który skończyliśmy nie tak dawno omawiać.Promienie słońca nabierają dziwnego odcienia, kichać to, pora się zwijać. Siadam za kółkiem moje kochanego Chryslera i zonk. Nie ma kluczyków. Dziwna sprawa, zawsze mam je przypięte w wewnętrznej kieszeni. Co jest grane?! No nic, szybko odpinam pas i wyskakuje z wozu. Błysk w niskiej trawie przyciąga mój wzrok tuż obok wędki. Sięgam po kluczyki, zadowolony że się znalazły, gdy nagle ciężki spławik zanurza się cały w wodzie. Ręką automatycznie sięga po wędkę, kolana lekko ugięte i zacięcie. Ale sztuka! Czas delikatnie zwalnia, druga dłoń luzuje hamulec. Automatyczne odruchy biorą górę nad obawami. Rozpoczyna się nierówna walka, tyle że nie wiadomo kto będzie za chwilę łowcą a kto ofiarą. Tak wielkiej sztuki nie miałem okazji nigdy złapać. Muszę zablokować wędkę o biodro, po chwili już o ziemię. Długie metry żyłki dają mi trochę nadziei. Po plecach spływają ciężkie krople słonego potu, barki błagają o chwilę wytchnienia. Nieczuły na to, co się dzieje dookoła mnie walczę długie minuty, kwadranse. Mija godzina, zaczynam czuć potężne zmęczenie. Powoli brakuje mi sił, ale potwór po drugiej stronie wydaje się równie zmęczony jak ja. Ale nie… Nie ma szans na to, żebym się poddał. Nie w chwili, gdy walczę tak długo. Jaka szkoda, że przyjechałem sam. Kolejne minuty walki skutkują powolnym acz skutecznym nawijaniem żyłki na kołowrotek, co zwiastuje niedaleki koniec walki.

 

Ciężko łapię powietrze.Gdy tak walczyłem, nie zwracałem uwagi na otoczenie. Całkowicie zapomniałem o tym, że trzeba się stąd zmywać, że pogoda nie wróży dobrze. Warto jednak opisać to co się działo dookoła. Pomimo lekkiego wiatru na polanie dookoła mnie rozszalał się huragan. Wiatr unosił deski, szarpał ziemię. Wszystko wirowało wokół mnie. Znajdowałem się w epicentrum tego szaleństwa, nie zdając sobie sprawy z tego, co żywioł wyprawiał dookoła mnie. Widziałem tylko spokojną taflę jeziora, lekkie zmarszczki na wodzie i wygiętą do granic wytrzymałości wędkę. Wewnątrz wichury chmury praktycznie się nie poruszały, natomiast kilkanaście metrów dalej wirowała ściana pełna elektrycznych wyładowań, latających drzew, różnych dziwnych fragmentów roślinności. W trakcie mojej walki siła żywiołu zdążyła się rozpalić, zniszczyć praktycznie wszystko dookoła i ucichnąć.

 

Wróćmy jednak do siły, która przykuła całą moją uwagę. Moje oczy zalewał ostry, słony pot, który spływał od czasu do czasu na wysuszone usta. Serce mocno waliło mi piersi ale walka powoli dobiegała końca. Byłem niezmiernie ciekaw, co to za potwór pływa w tych wodach. Wybrałem się na coś niewielkiego, by mów wrzucić to na grilla, a sądząc po sile i czasie jaki już upłynął będzie to tylko okaz do pokazania. Chyba, że trafię na jakiegoś giganta, który będzie jadło całe sąsiedztwo. Tyle, że najpierw trzeba ją wyjąć. Czułem naprawdę potężne zmęczenie, które już dawno ograniczyło moje zdolności postrzegania. Jedyne, co byłem w stanie kontrolować to siłę hamulca i ilość nawiniętej żyłki. Nie wiedziałem, ile czasu spędziłem walcząc z wędką. Teraz to ja czułem się jak ofiara, która zaraz zostanie wessana pod wodę. Prawa ręka tak mi zdrętwiała, że nie byłem w stanie rozluźnić palców. Poszedłbym pod wodę razem z wędką gdyby to monstrum wygrało. Nie wierząc w to, że mogę przegrać walkę, zebrałem siły i spokojnie zacząłem nawijać żyłkę. Od brzegu dzieliło nas może z dziesięć metrów, gdy poczułem szarpnięcie. Przeszło mi przez myśl, że to na tą chwilę czekałem tyle czasu. Kolejne szarpnięcie. Właśnie teraz rozegra się prawdziwa walka. Kolejny raz poluzowałem hamulec, by po chwili zacząć wyciągać ostatnie metry super mocnej linki łączącej mnie ze zdobyczą. Czując, że tracę przewagę, zamiast po raz kolejny holować sztukę do brzegu, szarpnąłem z całych sił, wkładając pozostałą mi energię w siłę ud i ramion. Z głośnym chlupotem z wody wyskoczyła kilkucentymetrowa zdobycz upadając obok mnie na trawę. Nie wierząc własnym oczom upadłem na kolana czując potężne dreszcze zmęczonych mięśni. Prawe ramie piekło mnie ogniście. Czułem się, jakby znakowano mi ciało rozpalonym do czerwoności żelazem. Głęboko wciągając powietrze wpatrywałem się w moją zdobycz. Złote łuski miały tęczowy odcień. Podobna do karasia, z wielkimi oczami znamionującymi inteligencję. Jej nienaturalnie potężne płetwy budziły uznanie i szacunek.

 

Delikatny wiatr zmierzwił moje nieco przydługie włosy. Słońce stało bezpośrednio nad moimi oczami, oślepiając mnie. Nagle ryba wstała(że co kurde!? – nie byłem w stanie uwierzyć wzrokowi). Przez myśl przeszło mi, że ze zmęczenia mam halucynacje. Ale ona wstała i przemówiła do mnie ludzkim głosem.

 

- Moje gratulacje – kryształowo czyste słowa spokojnie zabrzmiały w powietrzu. Głos ni to matczyny, ni dziewczęcy lecz z pewnością kobiecy powtórzył gratulacje.

 

- Moje gratulacje.

-Kim jesteś? Czy ja oszalałem? Co się dzieje? To nie możliwe. To jakieś dragi? Ta wredna baba dosypałą mi czegoś do herbaty? Może to sen? – potok słów wypłynął z moich ust.

- Po kolei – po raz kolejny czystość głosu wprawiła mnie w osłupienie. Delikatny śmiech rozwiał resztki niepewności. Czyżby to faktycznie była złota rybka? Wielokrotnie wyśmiewana w żartach, wspominana i przeklinana, że nie istnieje a daje głupcom nadzieję.

- Zadziwiasz mnie rybaku – zaśmiała się po raz kolejny – ale masz rację, jestem złotą rybką, i w zamian za tą wspaniałą walkę spełnię twoje trzy życzenia

 

- Na dodatek czytasz w myślach

- W końcu jestem złotą rybką – usłyszałem w jej głosie radość

- Ale skąd się tutaj wzięłaś?

- To skomplikowane pytanie – odparła – chyba przyzwała mnie potrzeba. Na świecie jest wiele bólu i nieszczęścia, wiele zła dzieje się w ciszy, opłakiwane tylko w krótkich chwilach, gdy nikt tego nie widzi. Dlatego pojawiłam się kilka lat temu, ale nie spotkałam jeszcze nikogo, kto miałby tak wielki hart ducha. Nikt nie był w stanie toczyć walki tak długo, nikt nie miał wystarczająco siły. Pomimo tego, że wystarczyłby kawałek sznurka, ponieważ magia nie pozwalała na rozerwanie więzi z powodu usterki sprzętu, nikt nie miał sił by utrzymać wędkę. Nikt nie był w tak wielkiej potrzebie. Dlatego pozwól, że coś ci zaproponuje. Otrzymasz propozycję jednego życzenia, na którym zależy ci tak bardzo, że nie jesteś w stanie nawet go wymówić. Chociaż możesz zażądać wszystkiego, byle nie uczyło to krzywdy niewinnym.

 

- Skoro tak dobrze wiesz czego pragnę, to może mi powiesz?- Posłuchaj głosu serca, dobry rybaku. Sam wiesz, czego naprawdę potrzebujesz. Wystarczy, że o to poprosisz

.- Dobrze więc – usiadłem na miękkiej, lekko wilgotnej lecz mocno pachnącej trawie. Zamknąłem oczy. Nadal nie wierząc w to co się dzieje, pozwoliłem by słowa same płynęły z moich ust.Nie miałem pojęcia, co mną wtedy kierowało. Poczułem jednak, że to magiczna chwila, że jednak na świecie zdarzają się cuda. Później pomyślałem o ludziach, którzy potrzebują tak wiele, że moje serce ogarnęło ogromne współczucie

- Słuchaj więc złota rybko. Oto moje życzenia. Pierwsze oddaje tobie, skoro wiesz, co tak bardzo zaprząta moje myśli, serce, potrzeby; oddaje je tobie.

- Mądre słowa rybaku – niech więc się tak stanie – nie poczułem nic nowego chyba że… Gdzieś wewnątrz mnie zapłonęła iskierka ciepłej nadziei.

- Po drugie. Chcę, by ktoś, kto teraz bardzo cierpi otrzymał pomoc i nadzieję na lepsze jutro. Nie chcę mieć wszystkiego dla siebie.

- JesteÅ› tego pewien?

- Tak. Wiem, że ktoś teraz na pewno cierpi, że ma złamane serce, że płacze z żalu, rozpaczy i bezsilności. Pomóż tej jednej osobie.

- Zadziwiasz mnie rybaku. Naprawdę. Ale wiec jedno. Spełnię to życzenie, tyle ze skoro ono należy do ciebie, to będziesz kiedyś miał w nim jakiś udział. Nie jest możliwe, żeby oddać komuś tak wiele dobra. Ale niech tak będzie.Tym razem poczuł wewnątrz myśli zawirowanie, jakieś przeczucie, coś ukrytego bardzo głęboko. Wiedza, że to jego myśli sprawiła, że to uczucie zakorzeniło się w nim na dobre.

- Moje trzecie życzenie. Nikt nie uwierzy mi, że złapałem złotą rybkę. Ja nawet teraz nie jestem w stanie tego ogarnąć. Nie chciałbym więc o tym pamiętać. Czy możesz wymazać pamięć o tym wydarzeniu?

- Mogę, mój drogi rybaku o wielkim sercu. Natomiast pozwól sobie powiedzieć, że ktoś właśnie dostał od losu wielki dar. I to dzięki Tobie – wyraźnie to podkreśliła – życie tej osoby uległo zmianie. Już niedługo stanie się naprawdę szczęśliwa. A teraz zaśniesz. Będziesz spał długo, a wiedza o dzisiejszym zdarzeniu uleci wraz z resztkami snu. Zapamiętasz jedynie, że zaciąłeś wielki okaz ale żyłka się zerwała i upadłeś na plecy, uderzając głową w kamień. Głowa będzie bolała cię kilka dni ale nic poza tym nie będzie ci dolegało.

Mogę ci zaproponować moje towarzystwo do końca wieczoru.

 

Siedzieliśmy więc razem, aż do zachodu słońca. Złota rybka opowiedała mi w międzyczasie o tym, jak wielkie szkody wyrządził huragan, opowiadała historie, które powodowały że włos jeżył się na karku bym po chwili mógł zapłakać długo i gorzko nad tą wielką krzywdą, która się dzieje. Jej kryształowo czysty głos przypominał uśmiech młodej, pełnej optymizmu dziewczyny. Unosił się nad brzegiem jeziora, dając mi wskazówki, utrwalając je w umyśle tak, bym sądził, że są to moje własne myśli. A gdy słońce zaczęło wtulać się w objęcia horyzontu polanę zalało delikatne, złote światło. Delikatna barwa głosu powoli mnie usypiała. Głos złotej rybki unosił się nade mną, tulił i pieścił, układał do snu. Gdy ostatni promień słońca musnął jej ciało uśmiechnęła się. Nie wydawało mi się to już dziwne. Moje oczy same się zamknęły a głowa opadła miękko na ziemię. W ułamku sekundy zapadłem w sen głębszy od śmierci. W tym samym momencie rybka zmieniła się w młodą kobietę. Jej lekka, złota suknia szeleściła, gdy stąpała lekko w moją stronę. Uklęknęła obok mojego uśpionego ciała, złożyła na czole delikatny pocałunek, po czym złożyła ręce do modlitwy. Nie musiała szukać żadnych słów. Doskonale wiedziała co jest potrzebne. Siłę pragnień wszystkich potrzebujących ludzi przekuła na wolę tworzenia. Złoty blask rozbłysnął tak intensywnie, że każdy z mieszkańców planety ujrzał go na ułamek milisekundy. Każdy z ludzi poczuł na chwilę lekkie zmęczenie, nie trwające dłużej niż jedno uderzenie serca. A ja spałem, w chwili gdy kształtowało się moje przeznaczenie, spałem snem tak głębokim, jak jeszcze nikt na tym świecie.

 

 

koniec części pierwszej

 

Część druga

bottom of page