top of page
Szukaj
  • Sobukanimazu

Uratowane z Pajęczna część 1

Od godziny siedzę przed pustą stroną i zastanawiam się jak ując w słowa dramat, który miał miejsce dwa dni temu.

Chwalebne napisy na banerach reklamujące „ Święto koni w Pajęcznie” tylko zaostrzyły moją irytację.

Mógłbym w nieskończoność pisać o męce, bólu, zapachu strachu, potu i krwi.

Mógłbym powiedzieć wiele o koniach bez wody, zestresowanych, ogarniętych paniką, świadomych tego co je czeka.

Nosi mnie. Nosi jak cholera, chcę kogoś uszkodzić i dać jak człowiek po pysku.

Już tłumaczę dlaczego.

Udało nam się w tym roku uratować dwa końskie życia. Pirat, który miał wcześniej na imię Wicher oraz Amber (wcześniej Dama).

Dla nas to wielki sukces, kosztowało to sporo czasu, pieniędzy i nerwów. Długa droga, pełna stresu dla nas i koni. Ale nie poddaliśmy się. Od samego początku zbiórki trzymaliśmy mocno kciuki. Walczyliśmy o każdy grosz. Udało się.

Już na samym początku zauważyłem, że Pirat nie widzi. Handlarz zapewniał nas, że to tylko jedno oczko. Że jego nerwowe zachowanie to wypadkowa środków uspokajających podanych na czas transportu, gwaru i rżenia innych koni oraz wielu innych czynników. Te wyjaśnienia były na tyle bliskie prawdy, że przyjęliśmy je ze spokojem. Bo tak faktycznie mogło być.

Okazuje się, że Pirat jest całkowicie ślepy. Że jakieś bezduszne bydle pozbawiło go wzroku. Nie reaguje biedak na nic. Jego oczy nie widzą nic. Światła dnia, ani ciemności nocy. Ruchu ręki, nie widzi kołyszącej się trawy, promieni słońca. Jego życie toczy się w ciemności przecinanej echem wspomnień z lat, które utkwiły w jego pamięci.

Siłą rzeczy musiał zaufać człowiekowi. Komuś, kto go skrzywdził również, bo nie byłby w stanie samodzielnie żyć, czy to w stadzie czy też samodzielnie.

Ja dorosły chłop siedzę a po mojej twarzy płyną łzy. Pełne bólu i wstydu. Za nas, ludzi. Przepełnione goryczą i gniewem bezsilności. W jednej chwili odpalam się, pełen gniewu, gotów ruszyć z uniesioną przyłbicą, w kolejnej opadają mi ręce bo to i tak nic nie zmieni. Nie przywróci mu wzroku, nie naprawi tego co już zepsute.

Amber, nasza kochana klacz. Jej spokój jest nie do opisania. Pełna wdzięku i gracji. Nie napiszę dziś o niej wiele. Ona i Pirat muszą mieć robione kopyta. Oboje są trudni przy takich zabiegach. Może to efekt nowego domu, może stresu. W przypadku Pirata dochodzi jego ślepota.

Walczymy. Walczymy o to, żeby było im dobrze. Żeby mogły wyjść na pastwisko bez lęku i strachu. O każdy centymetr porośniętej trawą ziemi. O każdą chwilę wolności.

Pirat skradł mi serce. Nie potrafię tego opisać w sposób jaki czuje moje serce. Przy nim czuje spokój. Jego grzywa pachnie wiatrem, grzbiet słońcem i trawą. On niczego nie oczekuje. Ale ja chce mu dać poczucie bezpieczeństwa. Dom, i pastwisko, stado i całego siebie. To dopiero początek historii tych koni. Postaram się pisać częściej, ale wybaczcie mi, pomimo wszystko przedkładam dobro koni niż swoje przemyślenia. Pisanie kosztuje czas, którego nie mam za wiele. Obiecuję jednak, że w miarę regularnie będą pojawiać

się materiały i relacje z ich życia.

Na zakończenie chcę podziękować Asi, Marcinowi, Kasi. To dzięki ich determinacji i chęci pomocy udało się uratować te końskie życia. Nie mam pojęcia jak możemy się Wam odwdzięczyć kochani. Wiem jednak jedno.

Rodzina to nie zawsze TYLKO więzy krwi.

Dziękujemy.

51 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Pirat

bottom of page