top of page
Szukaj
  • Sobukanimazu

Nienawidzę ludzi

W sumie to chyba wszystko co mogę w tej chwili powiedzieć .

Ktoś się mnie zapyta: dlaczego? Skąd to stwierdzenie?

Moja odpowiedź brzmi: z życia.

Prawda jest taka, że ostatni rok to nie licząc kilku małych sukcesów mogę określić dwoma słowami: gigantyczna porażka. Po początkowej euforii i nadziei, że jednak los okazał się łaskawy sytuacja zaczęła się pogarszać . Z dnia na dzień czułem jakiś cień na plecach. Słońce świeciło jasno i mocno a pomimo tego czułem chłód i nie znałem jego źródła. Ciężki i gorący oddech podnosił temperaturę powietrza. Wiatr w czasie deszczu zawsze wiał w twarz.

Jak nigdy nie wierzę w przeczucia i mam świadomość tego, że jestem panem własnego losu tak w tamtym czasie nie dawało mi spokoju uczucie zła, cichej zawiści i chęci wykorzystania mnie. Nie pomyliłem się nic a nic. Te cholerne przeczucie najzwyczajniej w świecie mówiło mi, że przestałem być panem własnego losu. Sumienie nie pozwalało mi rzucić tego wszystkiego w cholerę i uciekać jak najdalej. Byłem ślepy. I dlatego odebrano mi wszystko. Naprawdę. Bo czuję, że straciłem tą empatię, współczucie oraz co najważniejsze – wiarę w ludzi. Wiarę w to, że ktoś jednak nie chce cię dymać w każdej możliwej sytuacji.

Ludzie to huje. Pełni nienawiści, złości, zgorzknienia. Pomimo skorupy mówiącej o dobrym sercu, o tej całej zasranej dobroczynności stwarzają tylko pozory. Wspaniali na zewnątrz, zepsuci w środku. Zniszczeni pogonią za tworzeniem wizerunku i o dziwo prawdziwą chęcią pomocy niszczą to co człowiek wypracował w pocie czoła. Nie widząc, że komuś coś zabierają, niszczą świadomie lub nie innych, którzy kiedyś sami pomogli rozwinąć skrzydła i dać coś na start. Nadzieję, wsparcie, możliwości…

Czuje się oszukany. Zniszczony. Wypalony.

Do napisania tego tekstu zabierałem się ponad pół roku. W tym czasie zaczęło się robić coraz to gorzej.

Wiecie jakie to uczucie, gdy ktoś zabierze wam dorobek wielu godzin ciężkiej pracy? Gdy zniszczy to, co stawiało się w pocie czoła? Zmiażdży wasze poświęcenie, zignoruje pot lejący się z czoła, krew płynącą z otarć, siniaki, naderwane i ponaciągane mięśnie. Nieprzespane godziny, ulokowany kapitał (o dziwo to boli najmniej), długie noce i wieczory spędzone na żmudnej pracy. To BOLI jak cholera.

Co mnie jednak upewniło w tym całym stwierdzeniu?

Ludzie, którzy oferowali mi pomoc. Kiedyś byłem innym człowiekiem. O uśmiechniętej twarzy, z chęcią pomagałem innym po wielokroć słysząc: „jeśli będziesz potrzebował pomocy to się odezwij”. No i bum. W pewnej chwili okazało się, że i ja mam gorsze momenty. Co zobaczyłem? Kto podał mi rękę gdy upadałem i zacząłem toczyć się na dno? Gdzie ta cała rzesza ludzi, obiecane ręce do pracy? No gdzie?

Ludzie to świnie. Z całej gigantycznej chmury spadły dosłownie cztery krople wody. Uwierzycie, że pomogły nam cztery osoby? Choćby głupim słowem, poklepaniem po ramieniu i stwierdzeniem, że będzie dobrze, lepiej.

Pisałem, dzwoniłem, prosiłem, błagałem. Stukałem do drzwi, jeździłem od domu do domu. I ta pomoc, ta niewielka kropla w morzu potrzeb sprawiła, że nie popadłem w szaleństwo. Będę długo pamiętał te wsparcie. Tym osobom nigdy nie odmówię w potrzebie. Jednak cała reszta sprawiła, że nienawidzę ludzi. Że mam serdecznie dość niejasnych sytuacji. Pomimo tego czuję żal i ból, bo muszę od nowa uczyć się zaufania. Pozwolić zaufać intuicji czy uciekać? Chwycić za dłoń nie bojąc się, że mnie upuści z uśmiechem na twarzy? To i wiele innych pytań pozostaje bez odpowiedzi .

Długi test, pewnie mało kto dotarł do tego momentu, ale czuję wewnętrznie, że potrzebuję wyrzucić z siebie ten jad i nienawiść, która we mnie narasta.

Bajo

6 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Pirat

bottom of page